Brokatowe maseczki Selfie Project: nawilżająca, oczyszczająca, rozświetlająca i wygładzająca
Bardzo lubię maseczki do twarzy i chętnie wykorzystuję ten
sposób pielęgnacji. Po maseczki sięgam średnio 1-2 razy w tygodniu, tym
sposobem poznając różne ich rodzaje. Postanowiłam na blogu robić raz na jakiś
czas recenzję maseczek, przedstawiając je seriami. Na pierwszy rzut zapraszam
na moją opinię na temat maseczek Selfie Project. Poznajcie cztery maseczki do
twarzy: nawilżającą, oczyszczającą, rozświetlającą i wygładzającą.
Oczyszczająca maseczka peel-off Shine like a Star Selfie Project
Maseczka zawiera węgiel bioaktywny i black Quinna, ma czarny
kolor, choć na twarzy staje się bardziej szary. Po nałożeniu jej na skórę mocno
czuć alkoholową woń, co drażni oczy, zapach utrzymuje się kilka minut. Maseczka
dobrze się ściąga. Skóra po zastosowaniu Shine like a Star jest oczyszczona,
jaśniejsza, ale niestety wysuszona, dodatkowo pory były mniej widoczne. Moja
sucha cera po spotkaniu z tą maseczką, wymagała mocnego peelingu i dużej dawki
nawilżenia.
Rozświetlająca maseczka peel-of Shine like a Pearl Selfie Project
Maseczka zawiera wyciąg z perły i pink pomelo. Jest jasno
różowa na twarzy mało widoczna, jedynie brokat się świeci. Jej zapach również
drażni oczy. Maseczka równomiernie zasycha i z łatwością się ściąga. Cera po
zastosowaniu Shine like a Pearl jest rozświetlona, wygląda zdrowo, jest
jaśniejsza. Niestety nie nawilża, a pozytywne efekty krótko się utrzymują.
Wygładzająca maseczka peel-of Shine like a Princess Selfie Project
Maseczka z zieloną herbatą i aloe juice. Ma przyjemną
zieloną konsystencję. Wersja ta najmniej pachnie alkoholem i szybciej zastyga
niż pozostałe warianty. Skóra po Shine like a Princess była w złym stanie,
wysuszona, podrażniona i czerwona. Jest to najgorsza maseczka z całej czwórki.
Nawilżająca maseczka peel-of Shine like a Diamond Selfie Project
Głównymi składnikami maseczki są kwas hialurynowy i marine alage.
Niebieska maż zawierała najmniej brokatu i ozdobnych elementów. Ta wersja
okazała się być najlepszą dla mojej suchej skóry. Cera po zastosowaniu Shine
like a Diamond była nawilżona, choć nie jakoś wyjątkowo, gładka i miękka. Efekty
utrzymywały się do następnego dnia.
Spotkanie z maseczkami peel-of Selfie Project ogólnie
oceniam słabo, tylko wersja niebieska się sprawdziła. Moja cera przez pozostałe
warianty została wysuszona i wymagała specjalnego traktowania. Maseczki ładnie
wyglądają, kusza brokatem, ale to wszystko.
Poznajcie inne testowane przez mnie produkty marki Selfie
Project:
→ Żel do mycia twarzy, Selfie Project (klik)→ Jagodowy olejek do ust, Selfie Project (klik)
→ Bibułki matujące #MattMeNow, Selfie Project (klik)
Znacie te maseczki? Jak się u Was sprawdziły?
***
Kochani przed nami Mikołaj i święta, czas kiedy banki zachęcają nas do brania pożyczek, przed czym chcę Was ostrzec. Pamiętajcie, że nie warto podejmować pochopnych decyzji o zadłużaniu się, aby np kupić całej rodzinie prezenty. Każdą pożyczkę trzeba oddać, a w życiu może być różnie. Brak możliwości spłaty wiąże się nawet z wizytą komornika. Windykacja to nie jest przyjemna sprawa i nie należy się na nią narażać. Zanim skusicie się na ofertę jakiegoś banku dwa razy przemyślcie sprawę.
Miałam tylko pierwszą maseczkę, i oprócz pięknego opakowania oraz brokatu który strasznie przyciąga nic ta maseczka nam nie oferuje. Zawiodłam sie na niej.
OdpowiedzUsuńO nie, nie dla mnie takie wynalazki.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji ich poznać, ale może i lepiej...
OdpowiedzUsuńZostanę chyba przy swoich sprawdzonych. Edyta
OdpowiedzUsuńWygląda fajnie, ale trochę nie rozumiem jakie zadanie spełnia tam brokat
OdpowiedzUsuńTo tylko ozdoba która przyciąga klienta
Usuńbrokat do maseczki? pewnie ciężko się zmywa?
OdpowiedzUsuńTo jest peel-of i się ściąga ale całkiem dobrze tak jak pisalam
UsuńWszystkie wyglądają wspaniale.kiedy jednak przychodzi do testowania?okazuje się,że nasze domowe,babcine ,sa najlepsze
OdpowiedzUsuńWygląd maseczek kusi, ale skoro tak wysuszają to pewnie mają wysoko w składzie alkohol (tzn. każda peel-off go ma, ale te widocznie wyjątkowo dużo)
OdpowiedzUsuńTe mają na samym początku
UsuńDla mnie te maseczki są po prostu do zdjęć i tyle ;)
OdpowiedzUsuńNie znam ich, ale ogólnie z maseczek w saszetkach korzystam rzadko.
OdpowiedzUsuńMaseczek tej firmy nie uzywalam, ale chwale sobie ich bibulki matujace i puder :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tych maseczkach, ale nie dla mnie chyba ten brokat :P
OdpowiedzUsuńszkoda, że nie sprawdziły się lepiej te maseczki, wizualnie wyglądają ciekawie, szczególnie dlatego, że się fajnie mienią.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie ściągane maski.
OdpowiedzUsuńTrochę już o nich czytałam, ale jakoś żadna nie skusiła mnie na tyle, aby wypróbować. I dalej nie kusi.
OdpowiedzUsuńTo jest prawdziwy glam. Super te maseczki!
OdpowiedzUsuńTakich brokatowych maseczek jeszcze nigdzie nie spotkałam - ale są super! Można być glamorous nawet w trakcie domowego SPA ;)
OdpowiedzUsuńCzytała troszkę o tych maseczkach i nie jestem zachęcona. Fajny bajer, ale nie powalają.
OdpowiedzUsuńZnam je tylko z nazwy
OdpowiedzUsuńNie znam tych maseczek, szkoda, że się nie sprawdziły do końca :(
OdpowiedzUsuńAle bym sobie zrobiła takie na jakimś babskim wieczorku :D
OdpowiedzUsuńMiałam ochotę na te maseczki, ale widzę, że nic specjalnego. Bardziej wyglądają niż działają :)
OdpowiedzUsuńMiałam maseczkę wygładzającą,zachęciło mnie ładne opakowanie jednak maseczka to dla mnie nic specjalnego.
OdpowiedzUsuńTego to jeszcze nie słyszałam. Maseczki z brokatem, to musi być coś :)
OdpowiedzUsuńMaseczki prezentują się przecudownie i jestem bardzo ciekawa efektów jakie dałyby na mojej twarzy :) Takie cuda zwykle lepiej wyglądają niż działają, ale trzeba przyznać, że ich wygląd bardzo zachęca do wypróbowania :)
OdpowiedzUsuń