Naturalne maski do włosów Garnier Fructis Hair Food
Od kilku miesięcy staram się dbać o swoje włosy najlepiej jak potrafię. Rozbudowana pielęgnacja przy każdym myciu, zabezpieczanie codziennie produktem silikonowym i ochrona przed uszkodzeniami mechanicznymi. Nie jest mi łatwo ogarnąć swoje włosy. Ostatnie rozjaśnianie dało mi skutecznie popalić, nawet w dosłownym znaczeniu. Włosy stały zniszczone, suche, łamią się, rozdwajają, plączą, puszą i zdecydowanie wymagane jest cięcie. Maski Garnier Fructis Hair Food postanowiłam poznać jeszcze przed rozjaśnianiem, kiedy pasma były w całkiem dobrej formie. Zdecydowałam się na wersje banana i papaya, ale mam jeszcze ochotę na goja.
Maski Garnier Fructis Hair Food umieszczone są w plastikowych słoikach o pojemności 390ml. Szata graficzna ciekawa, nawiązująca do nazwy poszczególnej maski. Do wyboru jest pięć wariantów, ja zdecydowałam się sprawdzić dwie: odżywczą banana i regenerującą papaya. Obie mają gęste kremowe konsystencje, dzięki czemu są wydajne. Opakowanie wystarcza na długi czas. Zapach wersji bananowej jest ciekawy, to lekka woń z nuta bananową zmieszana z wanilią. Wersja papya zdecydowanie bardziej spodobała mi się pod względem zapachu, tutaj jest on owocowo-cytrusowy. Zapachy utrzymują się na włosach.
Garnier Fructis Banana Hair Food
Wersja z bananem przeznaczona jest do włosów, które potrzebują odżywienia i są bardzo suche. Samo przeznaczenie maski mnie skusiło do jej sprawdzenia. Nakładam ją po umyciu włosów na czas co najmniej 20 minut. Nigdy nie żałuję produktu i dokładnie pokrywam nią całe włosy i związuje w kok. Pasma po tym czasie podczas płukania są lejące i śliskie, następnie dobrze się rozczesują. Ostatnio czeszę włosy na pół mokre, dziwnie się falują i podkręcają, więc po myciu najłatwiej w tym momencie je rozczesać. Włosy po tej masce są gładkie, miękkie, dociążone, nawilżone, fajnie się układają. Niestety końcówki aktualnie są w złym stanie i maska za mało je dyscyplinuje, są lekki i trudne do ogarnięcia. Zanim takie były, to fajnie się prezentowały po tej masce. Wybierając tę maskę trochę ryzykowałam, jest bardziej odpowiednia do niższej porowatości włosów, a moje są wysokoporowate.
W jej składzie znajdziemy: masło shea, oliwę z oliwek, ekstrakt z banana, olej sojowy, olej z nasion słonecznika, wyciąg z rozmarynu, olej kokosowy, olej avocado, gliceryna. Skład humektantowo-emolientowy, ale banan zawiera proteiny, więc można uznać, że jest lekko proteinowa.
Garnier Fructis Papaya Hair Food
Wersja z papają to maska regeneracyjna do włosów zniszczonych. Nakładam ją tak jak wersje bananową, po myciu i na kilkadziesiąt minut. Działanie ma podobne, włosy są lejące i łatwo je rozczesać. Musze jednak dodać, że nakładam na nie odrobinkę serum silikonowego lub krem Garnier Fructis Sos Repair. Włosy po tej masce są super wygładzone, dociążone, lekko wyprostowane (to mi się podoba bardzo), nawilżone i takie odżywione. Efekty bardzo fajne, ale i krótkotrwałe. W obecnym czasie na długości maska spisuje się fajnie, ale z końcówkami sobie już tak dobrze nie radzi. Planuję cięcie i wtedy będę już całkowicie zadowolona po jej zastosowaniu. Ta wersja zdecydowanie bardziej mi się spodobała, dyscyplinuje włosy i regeneruje je. Zapach także ma bardziej przyjemny.
W składzie znajdziemy: ekstrakt z papya, wyciąg z amli, olej sojowy, olej z nasion słonecznika, olej kokosowy, gliceryna. Skład jest humektantowo-emolientowy.
Maski Garnier Frutic Hair Food to produkty z naturalnym składem, wegańskie, bez parabenów, sztucznych barwników, silikonów. Fajne w nich jest to, że można je stosować na trzy sposoby: jako odżywkę na kilka chwil po myciu, jako maskę na kilkanaście minut i na sucho w minimalnej ilości. Sama bardzo je polubiłam. Jako produkt naturalny naprawdę daje fajne efekty na włosach, a moje ulubione silikony mogę sobie i tak dołożyć. Kiedyś mało chętnie sięgałam po pielęgnację bezsilikonową i nadal tak jest, ale nie boję się takich kosmetyków. Maski nadają się do pielęgnacji kręconych pasm, są zgodne z zasadami curly girl. Skład sprawia, że maski nadają się do mycia. Sama tego nie sprawdziłam, ponieważ nie lubię tej metody, ale kręconowłose mogą spróbować.
Dostępność jest bardzo dobra, można je znaleźć w większości w drogerii i często w fajnych promocjach. Normalnie cena maski to ok. 25zł, ale można kupić je już od 16-18zł.
Znacie maski Garnier Fructis Hair Food?
Z tej marki kojarzę jedynie szampony, z których lata temu często korzystałam. Nigdy nie używałam maski do włosów.
OdpowiedzUsuńBanan w kosmetykach nie podchodzi mi, jakoś tak mało cenię ten owoc, ale za to papaya fantastycznie działa na mój zmysł węchu, chętnie sprawdzę kosmetyk z jej udziałem. :)
OdpowiedzUsuńnie miałam jeszcze bananowej, a dla mnie najlepsza była Goi :)
OdpowiedzUsuńMiałam obie, moje serce skradła jednak bananowa :)
OdpowiedzUsuńTakie owocowe maski pachną tak pięknie, że aż chce się je zjeść! Lubię dbać o włosy w takim stylu. Samo dobro :))
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maski z tej serii :) Z papają chyba moja ulubiona, ale z aloesem też super
OdpowiedzUsuńO bananowej masce wiele dobrego słyszałam, ale jeszcze nie trafiła w moje ręce. Jeśli zużyję zapasy to postaram się ją wypróbować.
OdpowiedzUsuńMiałam obie, jednak bardziej do gustu przypadła mi wersja papajowa. :)
OdpowiedzUsuńZnam wszystkie wersje i w sumie wszystkie lubię, a najbardziej goję :D
OdpowiedzUsuńNie miałam ani jednej ani drugiej ale co rusz czytam o nich fajne recenzje tak więc na pewno kiedyś ich spróbuję.
OdpowiedzUsuńKocham tego bananowego Garniera. Co najważniejsze moje wymagające włosy też go kochają! Zawsze mam jedno opakowanie na zapas.
OdpowiedzUsuńMoje włosy nie lubią się z szamponami marki Garnier, ale z odżwykami już tak. Chętnie wypróbowałabym maskę bananową. Sądząc po składzie byłaby odpowiednia dla moich włosów. No i mam sentyment do kosmetyków do włosów włąśnie "bananaowych" dzięki Kallosowi.
OdpowiedzUsuńJuż od bardzo dawna mam chęć wypróbować te maski i myślę, że prędzej czy później się na nie skuszę Fajne jest to, że można stosować je na kilka sposobów :)
OdpowiedzUsuńOstatnio kupiłam sobie właśnie taką maskę w Rossmannie. Moja uwagę zwróciła informacja o naturalnym skladzie, a przy tym ładnie pachnie 😉
OdpowiedzUsuńO widze moją akurat ulubioną dwójeczkę od Garniera :)
OdpowiedzUsuńUzywam tych masek juz od jakiegos czasu i jestem z nich bardzo zadowolona!
Mam w domu bananową i pachnie świetnie, choć jest trochę za ciężka do moich włosów. Muszę przetestować tą z papają
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego ale mi ta seria nie przypadła do gustu. Aczkolwiek bardzo lubię rożnego rodzaju świeżości na włosy. To ta seria odpada :-(
OdpowiedzUsuń